12.12.2012

Wracając do źródeł


   Nowy rozkład jazdy pociągów niepodziewanie przyniósł mi poprawę warunków podróżowania. Z pociągu osobowego przenieść się mogłam na pośpieszny. Szczęśliwy więc dzień, gdy wstać mi nie było potrzeba o 3.30. Śpiąc dwie godziny dłużej, na miejsce przybyłam tylko godzinę później. A Poznań przywitał mnie skrami śnieżnej zadymki.  
  
I tak dzień cały wiatr zacinał, rzucając w twarz garście srebra.


Dworzec Główny w Poznaniu

Celem nadrzędnym mojej wczorajszej podróży było Archiwum PAN w Poznaniu.
Wysiadłam na dworcu ok. godziny 9.30. W tej anielskiej bieli miasto wyglądało inaczej niż zwykle. Odświętne, mimo, że jeszcze bez ozdób świątecznych
Zauroczona jego pięknem, chłonęłam każdą chwilkę tej podróży. I czuć przestałam zupełnie przenikliwe chłody, bo rozgrzewała mnie myśl, cóż to znowu na mnie czeka w obszernych archiwach, gdzie na wiele dni wcześniej drogą mailową złożyłam prośbę - zamówienie, o przygotowanie dla mnie kolejnej partii teczek ze spuścizny prof. Bożeny Stelmachowskiej. 
Tak, jak zawsze czekały tam na mnie niecierpliwe, oczekujące otwarcia, świeżego oddechu... teczki.
Przyjęta chyba po raz piąty w tych chędogich progach, objęta troską i opieką, w spokoju, nieśpiesznie przekładałam kartkę, po kartce. Pożółkłe skarby, spisane niemal pół wieku temu, dłońmi mojej imienniczki, niezwykłej kobiety, skrupulatnej badaczki, miłośniczki i znawczyni Pomorza stały mi się raz kolejny bardzo ważne.

Chata kociewska, Skansen w Toruniu
Moje oczy odwykłe od pisma pani profesor, coraz trudniej rozsupływały słowa, często czarnym piórem, lub niebieskim pisakiem(?) kreślone bardzo często na całkowicie przypadkowym papierze.

Siedziałam więc w ciepłym pokoju w archiwum, wiatr uparcie rzucał garściami gwiazd w pociemniałe szyby okien. Nieopodal kilka innych osób, przeglądało zawartości teczek z zupełnie innych spuścizn
Nie przeszkadzaliśmy sobie wzajemnie, czasem tylko ciszę przerywały ściszone dialogi.
Tym razem za cel mojej podróży obrałam sobie dziesięć teczek, których zawartość, to ogólna tematyka ludoznawcza i etnologiczna. 
W dużej mierze to notatki wykładowe pani profesor, same rękopisy, często pisane niedbale, być może śpiesznie. Ale wszystkie pisane wyłącznie jej ręką ( wyjaśniam, że czasem Stelmachowska dyktowała swoje przemyślenia i wnioski Wandzie Brzeskiej, która przez wiele lat była jej sekretarzem).

Chętnie tu wracam. 
Wracam, bo jest tutaj coś, co mnie przyciąga, niczym magnez. Tutaj nawet kurz osiadły przez lata całe na teczkach i ich zawartości, nie jest bez znaczenia.
Wiele emocji dają mi momenty, gdy otwieram teczkę, do której przez dziesięciolecia przede mną nikt nie zaglądał...
Nie da się tego opowiedzieć...
To trzeba przeżyć.