7.11.2013

Wierzenia, obrzędy i zwyczaje pomorskie/ kult zmarłych

   Przed  Bożeną Stelmachowską niewielu badaczy zajmowało się zagadnieniami związanymi z obrzędowością pomorską.Badacze polscy, niemieccy i rosyjscy skupiali się wcześniej na podaniach ludowych, baśniach, przysłowiach i legendach, obchodząc bokiem obrzędowość doroczną i rodzinną. Rosjan zajmowały kwestie związane z językiem Kaszubów. Niemiecka bibliografia jest najstarsza, ale niestety traktuje te tereny jak własne, pomijając zupełnie kwestie lokalne i szczepowe, wprowadzając tym zamieszanie trudne do ogarnięcia później. Wszak zamieszkujący wówczas te tereny ludzie pochodzili z różnych grup kulturowych, polskich i niemieckich. Tematyka ta stanowi wciąż niejasny element kultury ludowej Pomorza, choć niewątpliwie badania przeprowadzone przez Stelmachowską stały się krokiem milowym w kierunku ich poznania. Obrzędowość bowiem jest jednym z niewielu wyróżników  kultury ludowej, która wiąże się z rokiem obrzędowym i stanowi spójną całość, jedną dla całej Polski. Pomimo tego można się w niej doszukać cech przynależnych wyłącznie Pomorzu. 



Kult zmarłych
Ludowe wyobrażenie śmierci oraz samo spojrzenie ludu pomorskiego na życie pozagrobowe jest niewątpliwie kluczem do tego, by zrozumieć  istotę obrzędów odprawianych ku czci zmarłych. Jest ono podobne do wierzeń z tym związanych innych grup etnicznych w Polsce. Życie bowiem w ujęciu ludu, to splot naturalnych stanów, czynności i odczuć, następujących po sobie w jakimś uporządkowanym cyklu, przewidywalnym dla wielu  i nienaruszalnym. Śmierć natomiast ze swoją nienaturalnością jawiła się czymś nadnaturalnym i nieuporządkowanym, kończącym nieoczekiwanie wszystkie ziemskie sprawy. Wierzono bowiem, że człowiek  porzuca ziemską powłokę, by trwać dalej w odmienionej, duchowej formie, przy czym forma ta w wyobrażeniu ludu miała materialne kształty, funkcjonujące w przestrzeni, posiadające pewne przywileje i ograniczenia. Wierzono więc, że moment śmierci jest wyczuwalny przez otoczenie zmarłego, a symbolizowany niewielkim podmuchem, wirem powietrza, powodującym na przykład wirowanie płomienia świecy płonącej przy zmarłym. Zwłaszcza na Pomorzu i Wielkopolsce uważano ten podmuch za niewytłumaczalny powiew zimnego powietrza. Moment ten wykorzystywano więc na otwarcie okna czy drzwi po to, by dusza zmarłej osoby bez trudu mogła wydostać się z pomieszczenia. Zmarły wydając ostatnie tchnienie, jako dziwna materia, zmierza ku zmaterializowaniu. I nie ma tu mowy o reinkarnacji, a raczej o formie materialnej, przybierającej tymczasowy kształt widma, trudnego do uchwycenia przez ludzkie zmysły. W wierzeniach ludu duch ów przybierał więc przeróżne kształty przypominające zwierzęta i ludzi. Nierzadko było to trudne do wyjaśnienia światło tlące się nierównym płomieniem gdzieś głęboko w lesie czy na bagnie. Kojarzono je jednoznacznie, z owym ostatnim oddechem wydanym przez zmarłych. Podobnie tłumaczono cienie i odbicia w lustrze. Te w chwili śmierci zasłaniano, bowiem uważano, że wszystko, co w tym czasie będzie odbijało się w tafli zwierciadła, będzie duszą zmarłego.  Nie bez wpływu na te wierzenia były dogmaty wiary chrześcijańskiej, głoszące zmartwychwstanie ciał. Skoro więc ciało po śmierci ulega  zniszczeniu, trudno by mu było ożyć. Stąd przeróżne wyobrażenia ludu w tym względzie. Wiele wnosi tu sama tradycja, przekazywana przez pokolenia, nieustannie ubogacana i udoskonalana przez wyobraźnię, która przecież nie zna granic. Stąd rzadkie nawiązania do nieba i piekła, a raczej skupianie się na tym, co jest tu, na ziemi. Dlatego nieustannie łączono w wyobrażeniach duszę zmarłego z jego zniszczonym już przecież ciałem. Mógł więc pojawić się pośród żywych w postaci, w jakiej funkcjonował przed śmiercią. Oczywiście posiadać musiał pewne cechy, odróżniające go od żywych. Było ich bardzo wiele, wszystkie sprowadzają się do dziwnego paraliżu zmysłów, niepozwalającego zjawie na wykonywanie ruchów głową, czy kończynami itp. Towarzyszyć temu mogły przedziwne reakcje fizyczne, takie jak nagły powiew zimnego wiatru, nieprzyjemny swąd, szumy, szmery itp. Czasem ciało, którym może posłużyć się dusza może nie być kompletne, stąd między innymi opowieści o ludziach bez głowy. Oczywiście wyobrażenia te bywają w jednych grupach etnicznych obowiązujące, w innych stają się nie do przyjęcia, bowiem wszystko to, to wyłącznie skojarzenia. Duch bowiem niby wolny i niczym nieskrepowany, posiada jednak pewne ograniczenia.

Czasem duch pojawiał się w towarzystwie zwierząt, tak, jak na przykład jeździec na koniu znany w całej Polsce. Koń bywa zwiastunem rychłej śmierci, a przepowiada ją, grzebiąc kopytem w ziemi. Czasem duszy towarzyszy pies, ma to związek z tym, że psy potrafią wyczuć śmierć i na krótko przed jej nadejściem wyją żałośnie. Co ciekawe, wierzono, że zarówno koń, jak i pies posiadają zdolność widzenia duchów. Co niezwykle interesujące, koń i pies białej maści symbolizował duchy dobre, natomiast czarnej maści – duchy złe.

Innym zwierzęciem symbolizującym śmierć jest kret, który całe swoje życie spędza pod ziemią. Nagłe rycie kreta u  progu chaty, lub w obejściu, symbolizowało nieuchronne nadejście śmierci. 

Śmierć więc dla ludu była zagadką, podobnie, jak sen, oba te zjawiska pozornie podobne do siebie trudne były do wyjaśnienia, a fakt, że ciało i dusza zachowuje się w obu przypadkach podobnie, utwierdzał ich w przekonaniu o analogi tych zjawisk. Jedno i drugie niosło w sobie możliwość odłączenia się duszy od ciała. Wierzono, że dusza po śmierci zachowuje się podobnie do tego, jak zachowywała się podczas snu, stąd wierzenie, że zarówno we śnie, jak i po śmierci człek może płakać, śmiać się i spożywać pokarmy. Dlatego są rejony w Polsce, zwłaszcza wschodniej, gdzie karmiono zmarłych.

Na Pomorzu w Zaduszki nie wylewano wody, by przypadkiem nie oblać jakiej zziębniętej duszy. Pozostawiano też puste krzesła, by dusza, która nawiedzi chałupę, mogła sobie na nich odpocząć przed dalszą drogą. Samo święto zmarłych tłumaczono w ten sposób, że przecież dusze muszą kiedyś odwiedzać swój dom i bliskich. Ci dzielą dusze na potępione i bliskie zbawienia, tych drugich nie trzeba było się obawiać. Wedle ludu były dusze pokutujące, dla których pokutą jest błąkanie się po ziemi. Najczęstszymi miejscami ich pokuty były w wierzeniach ludu stare budynki, gruzy i zwaliska. Wierzono, że można pomóc takiemu duchowi, czyniąc za niego to, czego on przez zaniedbanie za życia swego nie uczynił. 







Napisane na podstawie:
1. B. Stelmachowska,  Rok obrzędowy na Pomorzu, Toruń 1933.
2. B. Stelmachowska. Rękopis z Archiwum PAN,  sygnatura:  P.III-23. Magia, wiedza, religia, zwyczaje. Notatki, przypisy i wersja brulionowa pracy, t 127.
3. B. Ronowska, Kultura ludowa wybranych grup etnicznych Pomorza Gdańskiego w świetle badań etnograficznych prof. Bożena Stelmachowskiej, Architektura-wierzenia-strój. Praca dyplomowa 2012.