Przed Bożeną Stelmachowską niewielu badaczy
zajmowało się zagadnieniami związanymi z
obrzędowością pomorską.Badacze polscy, niemieccy i rosyjscy skupiali się wcześniej na podaniach
ludowych, baśniach, przysłowiach i legendach, obchodząc bokiem obrzędowość
doroczną i rodzinną. Rosjan zajmowały kwestie związane z językiem Kaszubów.
Niemiecka bibliografia jest najstarsza, ale niestety traktuje te tereny jak
własne, pomijając zupełnie kwestie lokalne i szczepowe, wprowadzając tym
zamieszanie trudne do ogarnięcia później. Wszak zamieszkujący wówczas te tereny
ludzie pochodzili z różnych grup kulturowych, polskich i niemieckich. Tematyka
ta stanowi wciąż niejasny element kultury ludowej Pomorza, choć niewątpliwie
badania przeprowadzone przez Stelmachowską stały się krokiem milowym w kierunku
ich poznania. Obrzędowość bowiem jest jednym z niewielu wyróżników kultury ludowej, która wiąże się z rokiem obrzędowym
i stanowi spójną całość, jedną dla całej Polski. Pomimo tego można się w niej doszukać
cech przynależnych wyłącznie Pomorzu.
Kult zmarłych
Ludowe
wyobrażenie śmierci oraz samo spojrzenie ludu pomorskiego na życie pozagrobowe
jest niewątpliwie kluczem do tego, by zrozumieć
istotę obrzędów odprawianych ku czci zmarłych.
Jest ono podobne do wierzeń z tym związanych innych grup etnicznych w Polsce. Życie
bowiem w ujęciu ludu, to splot naturalnych stanów, czynności i odczuć,
następujących po sobie w jakimś uporządkowanym cyklu, przewidywalnym dla
wielu i nienaruszalnym. Śmierć natomiast
ze swoją nienaturalnością jawiła się czymś nadnaturalnym i nieuporządkowanym,
kończącym nieoczekiwanie wszystkie ziemskie sprawy. Wierzono bowiem, że
człowiek porzuca ziemską powłokę, by
trwać dalej w odmienionej, duchowej formie, przy czym forma ta w wyobrażeniu
ludu miała materialne kształty, funkcjonujące w przestrzeni, posiadające pewne
przywileje i ograniczenia. Wierzono więc, że moment śmierci jest wyczuwalny
przez otoczenie zmarłego, a symbolizowany niewielkim podmuchem, wirem
powietrza, powodującym na przykład wirowanie płomienia świecy płonącej przy
zmarłym. Zwłaszcza na Pomorzu i Wielkopolsce uważano ten podmuch za
niewytłumaczalny powiew zimnego powietrza. Moment ten wykorzystywano więc na
otwarcie okna czy drzwi po to, by dusza zmarłej osoby bez trudu mogła wydostać
się z pomieszczenia. Zmarły wydając ostatnie tchnienie, jako dziwna materia,
zmierza ku zmaterializowaniu. I nie ma tu mowy o reinkarnacji, a raczej o
formie materialnej, przybierającej tymczasowy kształt widma, trudnego do
uchwycenia przez ludzkie zmysły. W wierzeniach ludu duch ów przybierał więc
przeróżne kształty przypominające zwierzęta i ludzi. Nierzadko było to trudne
do wyjaśnienia światło tlące się nierównym płomieniem gdzieś głęboko w lesie
czy na bagnie. Kojarzono je jednoznacznie, z owym ostatnim oddechem wydanym
przez zmarłych. Podobnie tłumaczono cienie i odbicia w lustrze. Te w chwili
śmierci zasłaniano, bowiem uważano, że wszystko, co w tym czasie będzie
odbijało się w tafli zwierciadła, będzie duszą zmarłego. Nie bez wpływu na te wierzenia były dogmaty
wiary chrześcijańskiej, głoszące zmartwychwstanie ciał. Skoro więc ciało po
śmierci ulega zniszczeniu, trudno by mu było
ożyć. Stąd przeróżne wyobrażenia ludu w tym względzie. Wiele wnosi tu sama
tradycja, przekazywana przez pokolenia, nieustannie ubogacana i udoskonalana
przez wyobraźnię, która przecież nie zna granic. Stąd rzadkie nawiązania do
nieba i piekła, a raczej skupianie się na tym, co jest tu, na ziemi. Dlatego
nieustannie łączono w wyobrażeniach duszę zmarłego z jego zniszczonym już przecież
ciałem. Mógł więc pojawić się pośród żywych w postaci, w jakiej funkcjonował
przed śmiercią. Oczywiście posiadać musiał pewne cechy, odróżniające go od
żywych. Było ich bardzo wiele, wszystkie sprowadzają się do dziwnego paraliżu
zmysłów, niepozwalającego zjawie na wykonywanie ruchów głową, czy kończynami
itp. Towarzyszyć temu mogły przedziwne reakcje fizyczne, takie jak nagły powiew
zimnego wiatru, nieprzyjemny swąd, szumy, szmery itp. Czasem ciało, którym może
posłużyć się dusza może nie być kompletne, stąd między innymi opowieści o
ludziach bez głowy. Oczywiście wyobrażenia te bywają w jednych grupach
etnicznych obowiązujące, w innych stają się nie do przyjęcia, bowiem wszystko
to, to wyłącznie skojarzenia. Duch bowiem niby wolny i niczym nieskrepowany, posiada
jednak pewne ograniczenia.
Czasem
duch pojawiał się w towarzystwie zwierząt, tak, jak na przykład jeździec na
koniu znany w całej Polsce. Koń bywa zwiastunem rychłej śmierci, a przepowiada
ją, grzebiąc kopytem w ziemi. Czasem duszy towarzyszy pies, ma to związek z
tym, że psy potrafią wyczuć śmierć i na krótko przed jej nadejściem wyją
żałośnie. Co ciekawe, wierzono, że zarówno koń, jak i pies posiadają zdolność
widzenia duchów. Co niezwykle interesujące, koń i pies białej maści
symbolizował duchy dobre, natomiast czarnej maści – duchy złe.
Innym
zwierzęciem symbolizującym śmierć jest kret, który całe swoje życie spędza pod
ziemią. Nagłe rycie kreta u progu chaty,
lub w obejściu, symbolizowało nieuchronne nadejście śmierci.
Śmierć
więc dla ludu była zagadką, podobnie, jak sen, oba te zjawiska pozornie podobne
do siebie trudne były do wyjaśnienia, a fakt, że ciało i dusza zachowuje się w
obu przypadkach podobnie, utwierdzał ich w przekonaniu o analogi tych zjawisk.
Jedno i drugie niosło w sobie możliwość odłączenia się duszy od ciała.
Wierzono, że dusza po śmierci zachowuje się podobnie do tego, jak zachowywała
się podczas snu, stąd wierzenie, że zarówno we śnie, jak i po śmierci człek
może płakać, śmiać się i spożywać pokarmy. Dlatego są rejony w Polsce,
zwłaszcza wschodniej, gdzie karmiono zmarłych.
Na
Pomorzu w Zaduszki nie wylewano wody, by przypadkiem nie oblać jakiej
zziębniętej duszy. Pozostawiano też puste krzesła, by dusza, która nawiedzi
chałupę, mogła sobie na nich odpocząć przed dalszą drogą. Samo święto zmarłych
tłumaczono w ten sposób, że przecież dusze muszą kiedyś odwiedzać swój dom i
bliskich. Ci dzielą dusze na potępione i bliskie zbawienia, tych drugich nie
trzeba było się obawiać. Wedle ludu były dusze pokutujące, dla których pokutą
jest błąkanie się po ziemi. Najczęstszymi miejscami ich pokuty były w
wierzeniach ludu stare budynki, gruzy i zwaliska. Wierzono, że można pomóc
takiemu duchowi, czyniąc za niego to, czego on przez zaniedbanie za życia swego
nie uczynił.
1. B.
Stelmachowska, Rok obrzędowy na Pomorzu, Toruń 1933.
2. B.
Stelmachowska. Rękopis z Archiwum
PAN, sygnatura: P.III-23. Magia, wiedza, religia, zwyczaje.
Notatki, przypisy i wersja brulionowa pracy, t 127.
3. B. Ronowska, Kultura ludowa wybranych grup etnicznych Pomorza Gdańskiego w świetle badań etnograficznych prof. Bożena Stelmachowskiej, Architektura-wierzenia-strój. Praca dyplomowa 2012.