Wielkie pranie
Przebudzona przez pierwsze promienie słońca
niespokojnie rozejrzałam się po pokoju, łóżko obok, w którym spały moje dwie
starsze siostry było puste. Przez grube story do pokoju wdzierał się dzień. Na
poddaszu wróble dawały pierwszy tego dnia koncert. Przez dłuższą chwilę
wsłuchiwałam się w jego tony. Znudzona jednak wygramoliłam się z białej
pościeli i na bosaka, ciągnąc za sobą zbyt długą koszulę nocną, podeszłam do
drzwi prowadzących do kuchni. Uchyliłam je…
Stojące a rozgrzanej placie dwa ogromne kotły
pogwizdywały rytmicznie, wyrzucając z siebie kłęby białej pary. Na podłodze
piętrzyły się sterty naszych ubrań, oczekujących w długiej kolejce na mamine
zainteresowanie. Przy czym leżały grzeczniutko ułożone kolorkami, jedne
na drugim. Matula pochylona nad głęboką, metalową balią, stojącą na podłodze,
płukała świeżo upraną biel. Ręce miała zsiniałe od zimnej wody, tak zsiniałe,
że na tle białych chusteczek i ręczników były przejmująco widoczne.
W kącie stary model Frani buczał nierówno, kręcąc
w kółko wrzuconą doń pościel.
Podbiegłam do mamy, ta dostrzegłszy mnie,
pozostawiła pranie i wytarła dłonie w świeżo krochmalony, biały
fartuszek, którym była przepasana. Odwróciła się w moim kierunku, przykucnęła i
wyciągnęła ku mnie obie ręce. Podbiegłam do niej i mocno objęłam za szyję.
Odłożywszy na bok wszelkie prace, matuś moja
zajęła się mną w pierwszej kolejności.
Syta i odziana mogłam teraz jej pomóc.
Więc gdy mama powróciła do balii, ustawiłam się tuż obok niej, próbując wypłukać chusteczkę z heklowanymi brzegami.
Syta i odziana mogłam teraz jej pomóc.
Więc gdy mama powróciła do balii, ustawiłam się tuż obok niej, próbując wypłukać chusteczkę z heklowanymi brzegami.
Woda była zimna, ale mi to nie przeszkadzało ani
ani. Zawzięcie maczałam w niej chusteczkę.
Mama wyłączyła pralkę i podeszła do platy, podniosła dekiel kotła, a siwa mgła obiegła całe wnętrze kuchni. Patrzyłam na matkę z przymrożonymi oczami i pośród pary spostrzegłam, że trzyma w ręku długą, drewnianą kijankę i co czas jaki wyciąga z kotła parujące płaty bielizny. Nadmiar piany przelewał się , ściekając po ściankach kotła.
Mama wyłączyła pralkę i podeszła do platy, podniosła dekiel kotła, a siwa mgła obiegła całe wnętrze kuchni. Patrzyłam na matkę z przymrożonymi oczami i pośród pary spostrzegłam, że trzyma w ręku długą, drewnianą kijankę i co czas jaki wyciąga z kotła parujące płaty bielizny. Nadmiar piany przelewał się , ściekając po ściankach kotła.
Do dziś pamiętam zapach gotującej się bielizny.
Biel wyjęta z kotła trafiła do dużej miski,
gdzie parując oczekiwać musiała na miejsce w pralce.
Wyjęte z pralki, w kotle z wrzątkiem
wylądowały kolejne białe części naszej garderoby i bielizny stołowej oraz
pościelowej. Woda z pralki została spuszczona i wyniesiona na dwór. Bielizna z
gotowania wkładana była do pralki a potem, uprana dopiero była płukana.
Lubiłam samo płukanie i rozwieszanie prania na
linkach. Wypłukana bielizna trafiała do wyżymaczki, a z tamtąd do bieliźnianego
kosza. Potem razem z mamą za dobrej pogody szłyśmy na podwórko, za złej na
strych.
Zwykle na podwórku mama rozwieszała długie, białe
linki, podpierała je drewnianymi tyczkami, które w momencie wieszania prania na
linkę były opuszczane bardzo nisko, tak, że mogła swobodnie sięgnąć do linek. Moje
zadanie było bardzo ważne, podawałam Jej poszczególne sztuki bielizny do
powieszenia oraz drewniane klamerki. Czasem bywało, że upuściłam co na ziemię i
trzeba było prać od nowa.
W chwili gdy matuś obwiesiła bielizną całą
linkę i podnosiła ją za pomocą tyczki do góry, w słońcu lśniła sama czystość.
Dziś bielizna prana w automatach, w proszkach z
wybielaczami i innymi cudami nie jest tak biała nawet w połowie...
Słonko w zmowie z wiatrem przychylnie spoglądali
na matczyną pracę. Po godzinie, czasem dwóch można było z linki zdjąć suche
pranie i rozwiesić na niej kolejne .
Takie pranie, to cały dzień. Od bielizny aż do
tych najczarniejszych rzeczy. Bywało, że dzieliła sobie mamuś takie pranie na
kilka dni, wówczas w jednym dniu było wyłącznie gotowanie bielizny, w innym
pranie kolorów i ciemnych.
Ale to nie wszystko, po praniu bowiem przychodziła
pora na prasowanie.
I pomyśleć… jak wyglądało kiedyś
pranie mojej babci…Dawne pranie... ( jarmarkkultur.sacz.pl/) |
Kilka obrazków dla porównania...
Pralka mojej babci, pralka mojej mamy, moja pralka... ( obrazki znalezione w Internecie) |
Żelazko mojej babci, żelazko mojej mamy, moje żelazko ( obrazki znalezione w Internecie) |
Nie każdy dziś zdaje sobie sprawę z tego, jak dziś jest nam łatwo. Wkładam bieliznę do bębna pralki, wsypuję proszek, wlewam płyn do płukania, naciskam przycisk i tyle...
Po ponad godzinie wyciągam pranie czyściutkie i prawie suche...